środa, 6 sierpnia 2014

Szczepienie

Dziś było kolejne szczepienie z serii 5w1. Mieliśmy je zrobić w czerwcu, ale... No właśnie była: gorączka, wysypka, alergia. Potem wyjazd. I tu zaczyna się cała historia. Krótka historia o naszej służbie zdrowia.


Proszę nie piszcie mi, że szczepienia to zło itp. bo ja nie chcę o tym dyskutować. Mam o tym swoje zdanie i go jak na razie nie zmienię. Dla ciekawskich MMR mieliśmy w terminie i uważam, że dobrze zrobiliśmy. Niech każdy z Was robi wszystko w zgodzie ze swoim sumieniem.

Wracając do historii. Wyobraźcie sobie, że nie wzięłam ładowarki do telefonu a w przychodni zaczęli wydzwaniać. Wiedzieli, że pod koniec czerwca były stany podgorączkowe i wysypka alergiczna, więc nas nie nękali, ale gdy minęło 2 tygodnie a my nie zjawiliśmy się u lekarza z problemem stwierdzili, że czas zacząć dopytać kiedy szczepienie i czy oby pamiętam.
Pamiętałam, ale dzwonili na głuchy telefon i zaczęli nas szukać. Ale jak? Nie w miejscu zamieszkania lecz zameldowania! Nie szczęście takie, że nie mieli numeru do Męża więc go nie napastowali. Gdy nas nie znaleźli na miejscu zameldowania - no kto wpadnie na pomysł - że zrobiliśmy sobie wakacje albo że mąż w pracy i trzeba zostawić karteczkę w skrzynce na listy? No kto wpadnie na ten genialny pomysł? Niestety nie nasza pielęgniarka, ale wpadła na pomysł by Szwagierce będącej na szczepieniu swojej córki przekazać, że nas szukają (wyszłam na nieodpowiedzialną Matkę, przegapiłam szczepienie no nie?)
Wróciłam do domu. Chwilę zajęło za nim się do nich dodzwoniłam i z wyrzutem usłyszałam, że jak to na drugi dzień nie mogę być na szczepieniu. Chyba normalnie mogę mieć inne zajęcia zaplanowane? I tak o to dziś mieliśmy termin szczepienia, który o mały włos bym nie przełożyła ze względu na wczorajsze krostki, które dziś znikły.

I tak oto będąc w Punkcie Szczepień się wkurzyłam. Wkurzyłam bo: kazano mi przyjść wcześniej by dostać receptę -> przyszłam -> dostałam ją po odstaniu w kolejce 30 minutowej i weszłam później na szczepienie -> bo są urlopy i nie mogli mi wypisać recepty wcześniej (mogła mi Pani powiedzieć, że mam się umówić rano do lekarza po receptę).
O dziwo tym razem nasz lekarz prowadzący zmierzył, zbadał, sprawdził zęby i siusiaka. Normalnie full service było. Nawet wywiad przeprowadził i porozmawiał. My Pacjenci - nie miałam do czego się przyczepić i o co prosić. Normalnie szok - chyba jakieś doszkalanie było, albo czyta mojego bloga nasz lekarz pediatra.
Pielęgniarka chciała odwrócić uwagę Szymka od szczepienia i się trochę zdziwiła gdy ja wystrzeliłam: "Szymon patrz Pani wbija Ci igłę w nóżkę i będzie trochę bolało". Stojąc w kolejce do szczepienia, Szymon słyszał jak dzieci płaczą a ja mu tłumaczyłam, że płaczą bo je boli ukłucie igły ze szczepionką. Mówiłam, że zaraz i on dostanie szczepionkę i będzie bolało. W trakcie zapłakał i chciał się wyrwać a ja w tym czasie: "Mama mówiła, że będzie bolało, prawda?" i wiecie co spojrzał się na mnie oczami: "No, mówiłaś" i był cicho i się nie wyrywał. Pielęgniarka spokojnie wcisnęła szczepionkę w jego nóżkę a on spokojnie na to patrzył. Potem się przytulił i było po wszystkim. Nie patrzył na mnie z wyrzutem, wiedział co go czeka. 
A Wy jak szykujecie dzieci na nieprzyjemne zdarzenia? Mówicie prawdę czy odwracacie uwagę?

Możecie również wypełnić ankietę i pomóc w tworzeniu sieci dobrych lekarzy, oraz dać rozeznanie jak wygląda opieka POZ w Polsce.

Ankieta - Pacjenci- sami nie wiecie ile możecie.





8 komentarzy :

  1. Na szczęście szczepienia już mamy z głowy na kilka lat. Ostatnie mieliśmy z miesięcznym poślizgiem, ale nikt nas za to nie ścigał, bo ta nasza przychodnia ma wszystkich w szerokim poważaniu! Powinni chociaż maila wysłąć (ich ulubiona metoda komunikacji), bo nie leczymy Mańki w u nich więc nie wiedzieli, że miała rota :/ Zero zainteresowania chociaż się za szczepienie płaci. Moja sąsiadka szczepiła tego samego dnia, nikt nie raczył podejśćdo okienka żeby mogła zapłącić i wrócić do gabinetu do dziecka. Jak nie rozpętasz afery na 4 fajery to nikt się nad Tobą nie ulituje.
    Irytuje mnie NFZ! :///////

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja właśnie przez te grzybole miałam przełożoną szczepionkę. Dobrze, że mi przypomniałaś, muszę zadzwonić do przychodni. A na szczepienie chodzi z Hubisiem mój mąż, ja nie mam siły na to patrzeć :-(

    OdpowiedzUsuń
  3. No i przypomniałaś mi, że niedługo też nas szczepienia czekają... No ok, po powrocie z wakacji, ale i tak trzeba się przygotować psychicznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Robie to samo co Ty ale ja.musze trzymać chłopców bo zwiewają...

    OdpowiedzUsuń
  5. U nas Kacper za malutki na tłumaczenia. Na szczepienia idzie mama i kilka grających zabawek :D

    OdpowiedzUsuń
  6. no ja też mówie konkretnie ale Mateuszek się nie boi dzielnie znosi z Arkiem szczepienie też opuścilismy bo co miałam zadzwonić to dziecie chorowało... teraz mamy wyznaczony termin od razu też i na bilans 4 i 2 latka :D oj będzie się działo hehe

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nieprzyjemnie wspominam moje szczepienia, zawsze się bałam i zaś bolała mnie rączka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajny blog . Pewnie na ten blog wrócę bardzo szybko.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że do nas zaglądasz i życzę radosnych dni z nami.