środa, 20 sierpnia 2014

Środowy Poradnik: Wychodzenie z domu.

Naszła mnie myśl, czytając Tracy Hogg - Język dwulatka i słuchając soundtracka Hansa Zimmera. Myśl naszła taka by napisać Wam po ludzku o swoich doświadczeniach i poradzić Wam to co Tracy zauważyła i co ja zaobserwowałam. Choć pamiętajcie błędy zawsze będziemy popełniać - jak nie tu to później, a życie zweryfikuje czy dobrze robiliśmy. W każdym bądź razie nie chcę by, którakolwiek osoba się obwiniała, że źle robi/robiła - bo każde dziecko jest inne i to życie weryfikuje co było złe a co dobre.
Chciałabym aby Wam to pomogło znaleźć złoty środek. Inne spojrzenie i dania sobie możliwości podjęcia prób współpracy i walki o dobre relacje, bez zbędnych stresów i po to byście miały jak największy spokój ducha.

http://pokruszone-dziecinstwo.piszecomysle.pl/2014/03/24/taka-poranna-refleksja/
Dziś będzie o wychodzeniu z domu. Każda z nas prędzej czy później odczuje potrzebę wyjścia choć na 30 minut z domu, od dziecka, od gwaru, krzyku, pisku czy ciągłego paplania. Każda z nas potrzebuje chwilę oddechu  i to jest całkiem normalne. Nawet wyjście na 15 minutowy spacer może zdziałać cuda na naszą psychikę. O dziwo, wyjście przy mniejszym Szymku szło mi łatwiej niż teraz.
Czego żałuję? Że odkąd wychodziłam nie robiłam w sobie nawyku podejścia do Szymka i:
- powiedzenia mu dokąd idę i kiedy wrócę
- ucałowania w czoło i zrobienia "pa"
natomiast po powrocie:
- poinformowania, że wróciłam
- utulenia 

Spytacie po co np. sześcio miesięczny bobas miałby takie komunikaty dostawać? A po to, żeby był pewien rytuał. On by kojarzył te fakty z moim wyjściem dzięki czemu miałby poczucie stałości, regularności i byłyby to pewne ramy bezpieczeństwa i punkty oparcia dla niego.
Jak powiedzieć, że się idzie? Normalnie - ale bez mówienia o konkretnym czasie np. "za 5 minut/za chwilę będę" a wróci się po godzinie. Czemu tego nie mówić? Bo gdy powiemy tak malcowi i on sobie utrwali to z dłuższym czasem to może wpaść w rozpacz gdy powiemy mu: "za 5 minut/ za chwilę wyjdziemy na spacer", gdyż skojarzy to z długim oczekiwaniem.
Więc jak najlepiej określić kiedy się będzie? Najlepiej oprzeć się na jakiejś czynności np. posiłku, że po obiedzie się będzie. Następnie po obiedzie najlepiej jak osoba pilnująca powie, że mama ma przyjść niedługo - i oczywiście się pojawić po obiedzie. Może być to inna czynność, która będzie kojarzona z powrotem. Jaką? Ustalcie sobie, że zabawa klockami jest tuż przed Twoim powrotem. Dziecku mówisz, że gdy przyjdzie czas na zabawę klockami to Ty zaraz będziesz. A Tata czy Niania po odebraniu twojego telefonu oznaczająca Twój powrót zaczyna się bawić z dzieckiem klockami. Po jakimś czasie zauważysz, że wraz z Twoim wyjściem będzie mniej płaczu. Tylko musisz pamiętać, że nie wolno się rozklejać i jeśli Ty będziesz spanikowana to dziecko też. Dziecko to barometr naszych odczuć. Jeśli Ty jesteś niepewna swoich działań ono też będzie nie pewne.
Jeśli masz możliwość przed powrotem do pracy pomału przyzwyczajaj malucha do Twojej nieobecności. Najpierw możecie ćwiczyć w domu a potem dopiero wyjdź samodzielnie bez dziecka. Łatwiej to zniesie gdy stopniowo będziesz znikać mu z oczu. Ważna jest zabawa w "akuku" to przyzwyczaja dziecko, że może nie mieć Cię w zasięgu wzroku. W między czasie w przyzwyczajanie do swojej nieobecności możesz przyzwyczaić do samodzielnej zabawy.
Najpierw "akuku", potem danie kilku zabawek i siedzenie obok, następnie danie zabawek i zajęcie się swoimi sprawami w tym samym pokoju, następnym krokiem jest wyjście z pokoju do kuchni/łazienki... i najważniejsze nie biegniemy na pierwszy jęk dziecka lecz mówimy spokojnie gdzie jesteśmy i co robimy, jeśli to nie pomaga wracamy - pokazujemy się dziecku i mówimy, gdzie byliśmy. Pamiętaj, że do takich "eksperymentów" dziecko musi być wypoczęte i nie doprowadzamy do stanu frustracji i złości. Jeśli dziecko wytrzymuje około 20 minut bez Ciebie w pokoju możesz zacząć próbować dziecko zostawić z ojcem/babcią czy kim tam chcesz i wyjść na krótki spacer, stopniowo go wydłużając.

A jak było u nas? 
U nas zabrakło rytuałów, choć do połowy doszłam sama. Większość zrobiłam instynktownie, ale nie pomyślałam, by ustalić czynność stałą, która będzie się kojarzyć z moim przyjściem. Pamiętałam by się nie rozczulać. Byłam pewna siebie, ale zabrakło rytuału, który dawałby poczucie bezpieczeństwa Szymonowi. Moje przyjście do domu zawsze było dla niego niespodzianką. Teraz już wiem jak zrobić by się na mnie nie boczył, by się nie obrażał. Tylko na to trzeba czasu. Rozstania są bez problemowe bo wszystko udało mi się wprowadzić w życie i samej do tego dojść. Po jakimś czasie pochwalę się czy rytuał powrotów coś zmieni w naszym życiu.

A Wy jak rozstajecie się z dziećmi? Jak znoszą Waszą nieobecność przy nich?
Sami doszliście do tego co opisałam, czy może macie inne sprawdzone sposoby?

5 komentarzy :

  1. Tracy Hogg to bardzo mądra osoba - mam jej dwie książki i to co napisała sprawdza się idealnie. Szkoda, ze nie brałam sobie tych wszystkich zasad do serca - może moje dziecko byłoby aniołkiem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz wprowadzać w życie i stanie się Aniołkiem :D

      Usuń
  2. U mnie nie ma dłuższych rozstań. Max takie do 2-3 godzin i jakoś nie było do tej pory problemów :) Więc intuicja zadziałała poprawnie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wychodziłam normalnie i był ryk u młodego, potem się przyzwyczaił, że mama czasem znika, a jak się zezlosci na mnie to karze iść mi papa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, jak kto lubi - stres lub mniejszy stres :) Ja wolę mniejszy stres :)

      A mój potrafi dać mi buty do rąk i już wypchnąć w stronę drzwi więc też mam wesoło :)

      Usuń

Dziękuję, że do nas zaglądasz i życzę radosnych dni z nami.