środa, 28 maja 2014

(nie)Wakacje

Czy zdarzyło Wam się wstać o 3 nad ranem i zacząć dzień z dzieckiem, które zazwyczaj wstaje o 6? Mi tak, ale od początku.
Do rodzinki w okolicach Golubia-Dobrzynia mieliśmy jechać rok temu, ale zawsze jakieś było tłumaczenie mojego męża, że daleka droga, że jak damy radę, a ząbkowanie, itd. Aż tu nagle piszą do mnie z Fundacji MyPacjenci o warsztatach, które odbędą się 17.05 no i oczywiście BlogoweWOW miało się odbyć 24.05 i wpadłam na genialny pomysł - że z Warszawy do Golubia i z Golubia do Bydgoszczy daleko nie jest... i postawiłam ultimatum - albo pojedzie z nami albo pojadę sama. Tylko gdy przyszło co do czego i okazało się, że Rafał nie ma wolnego 16.05 zaczęłam się bać samodzielnej podróży z dzieckiem i suma summarum zrezygnowałam z Warszawy aby w sobotę pojechać prosto do Golubia.

http://wegemaluch.pl/images/przeczytaj/pkp.jpg
marzy mi się taki przedział w każdym pociągu -może do Wawy uda się tak jechać :P

O 8.01 zaczęła się nasza podróż nowym składem Regio do Poznania <3, gniazdka pod siedzeniami, wi-fi w pociągu, klimatyzacja, wygodne fotele, duże półki na bagaż - bajka. W poznaniu mieliśmy 20 minut przesiadki po 5 h jazdy luksusem trafiliśmy na piętrowy skład do Torunia - gdzie mieliśmy 3,5 h podróży. Jak mijał nam czas? Szymko był zajmowany przez nas różnymi książeczkami i zabawkami. Obowiązkowo przekąski: marchewka w słupki, jabłko, lizaki nimm2, picie(melisa z sokiem malinowym), kaszka, mleko, kanapki i jogurty. Największą atrakcją było chodzenie po składzie i zaczepianie ludzi - dopóki nie dosiadła się do nas starsza Pani z dwójką dzieci - i Szymko się wściekał bo zablokowali nam wyjście z naszego mini - przedziału. Pod koniec podróży wzięłam go w nosidełko i usnął tuż przed Poznaniem. Gdy w Poznaniu znaleźliśmy już kolejny pociąg (a nie trwało to długo) usadowiliśmy się wygodnie i położyłam Szymka na siedzeniu spać. Mąż poszedł kupił mi kawę a sobie czekoladę i ruszyliśmy w dalszą drogę. Szymko przespał 2 h i obudził się bardzo niezadowolony bo przegapił moment przesiadki. Najlepszą zabawą w tym pociągu były suwane drzwi i zabawa w "a kuku". W Toruniu głównym musieliśmy dojechać na wschodni aby dalej pojechać autem pod Golu-Dobrzyń. W aucie była tragedia - Szymko zmęczony 9 h  podróży chciał się do mnie przytulić a wiadomo, że z fotelika wypiąć dziecka nie można - moje serce pękało  z bólu.
Na miejscu gdy weszliśmy do domu zaczął lać deszcz i padało całą noc - martwiłam się, że Szymon nie podoła zasnąć w łóżeczku turystycznym w nowym miejscu - bardzo się myliłam.


Na drugi dzień rano okazało się, ze chłopaków spakowałam jak należy a sobie nie spakowałam bluzek - no genialna jestem! Szymko wstał około 4 jak dobrze pamiętam i poszliśmy z nim na podwórko. Gdzie było błotko i kałuże, zaczął się bawić - bo każdy wie, że kałuże fajne są. Mąż trochę zrezygnowany, że Szymko poszedł na czworaki w błoto i zdjął kalosze - ale takie sytuacje chyba jednak są najfajniejsze - bo później będziemy, żałować, że mu nie pozwoliliśmy się taplać w błotku.


 Dni zaczęły być co raz bardziej ciepłe. Szymko wstawał między 3 a 5 godziną, przy czym musieliśmy uciekać na podwórko by nie budził domowników - bo rano do szkoły mieli lub pracy a on koniecznie musiał wszystkich pobudzić i szedł wtedy na drzemkę. No straszny z niego łobuz.
Zwiedziliśmy miasto Golub-Dobrzyń - Rafał musiał zjeść dość sporo lodów w tym mieście bo twierdzi, że lepszych nigdzie nie jadł. Odwiedziliśmy rodzinę i hasaliśmy po podwórku. W niedzielę był grill i miło nam było odłożyć małego do łóżeczka a samemu posiedzieć i pogadać na grillu z rodziną.
Dziękuję Cioci Ani za cierpliwość i wyrozumiałość dla mojego rojbera - rozrabiaki. Szymon zaprzyjaźnił się z "Sisi" - Yorkiem i z Papugą, która nazwana została "ĆwiĆwi".


Bylismy na zamku w Golubiu - Dobrzyniu i leniliśmy się koło domu. Szymon zaczął właśnie tam sprawniej chodzić choć nadal zdarza się mu raczkować. Pogoda nam dopisała i się trochę rozleniwiliśmy. 
Rafał pojechał w środę i zostaliśmy z rodzinką aż do niedzieli, w czym w sobotę byliśmy na BlogowymWOW. Zwiedziliśmy Karbówko - bardzo fajna wioska w której chętnie bym została na kilka dni by skorzystać z atrakcji. W sumie ten tydzień mi minął tak szybko, że nie wiem co mam opisywać. Wiem, że Szymko zaczął więcej mówić i jest co raz bystrzejszy. Strzela świetne miny i lubi jeździć w aucie typu Toyota Rav4 i podobała mu się opcja podwórka za drzwiami wejściowymi.




No i podróż powrotna. Była lepsza. Krótsza i jakoś tak udało mi się trafić na miła Panią co pomogła nam w pociągu. O dziwo ludzie to świnie. Wysiadamy z pociągu w Poznaniu i wszyscy tłoczą się pod drzwiami i nie odsuną się nawet na milimetr by móc wyjść z wózkiem - bo oni muszą się wepchnąć pierwsi - a miła Pani około 60 zasunęła jednemu i drugiemu kopa i się trochę rozsuneli. Panowie nawet nie wpadli na pomysł by złapać wózek i mi pomóc tylko we dwie się uporałyśmy z tym. Przeszłyśmy na pociąg relacja - Poznań Szczecin - tłum ludzi - młodzież wracająca ze studiów i imprez. Oznaczenia w całym pociągu - miejsce dla kobiet w ciąży, matki z dzieckiem do lat 4 i osób starszych, inwalidów. Wyobraźcie sobie, że nikt nie ustąpił nam miejsca przez 2h, konduktor nie zareagował i gdy Szymko się obudził stałyśmy dalej. Każdy zapatrzony we własny czubek nosa. Szturchali wózek ze śpiącym dzieckiem i nie mieli nawet śmiałości podnieść wyżej torby czy przejść bardziej z boku wózka - mimo, że mieli taką możliwość.Kolejna sprawa - mimo obszernych półek na bagaże, nikomu się nie chciało ich podnieść i tam wsadzić - co jest dla mnie chore, bo wózkiem nie można było przejechać by znaleźć  wolne miejsce. Pani się wkurzyła i każdemu nagadała po drodze i się w połowie wagonu zatrzymałyśmy, usadowiłyśmy i rozstawiłyśmy na złość konduktorom wózek, że musieli się jak śledzie przeciskać. Po drodze dosiadła się mama z 3 latkiem i nasze dzieci się bawiły ze sobą. Szymko się rozbrykał i poszedł zaczepiać ładne Panie w pociągu, a z miłą Panią, która nam pomogła ciężko było mu się pożegnać, tak ją polubił, że zaczął płakać gdy poszła.
No i droga do Świnoujście odbyła się z Ojcem Chrzestnym autem bez większych problemów. Byłam bardzo padnięta i zasnęłam gdy tylko położyłam się w łóżku.

8 komentarzy :

  1. Podziwiam za odwage! taka podroz :) a ludzie fakt zdarzaja ie takie swinie niestety ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne zdjęcia widać, że wypad się udał :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja to nie wiem czy bym się odważyła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj działo się działo - odważna mama :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podróż z małym dzieckiem jest zawsze trudna, a pasażerowie niestety sprawy nie ułatwiają. Wkurza mnie to, szczerze mówiąc, ale co zrobić. Ważne, że wycieczka Wam się udała:). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzielni Wy! Ale najważniejsze, że wypad się udał (widać po uśmiechu Szymka).

    OdpowiedzUsuń
  7. No to pierwsze boje za Wami! To jak? Budowa będzie co by Szymko miał podwórko za drzwiami?

    OdpowiedzUsuń
  8. Rodzinne wycieczki najlepsze. Moje dzieci już są troszkę starsze dlatego w przyszłym roku wraz z mężem postanowiliśmy zabrać je na żaglówkę. Już powoli zaczynamy kompletować osprzęt żeglarski i na początku wakacji ruszamy na mazury <3.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że do nas zaglądasz i życzę radosnych dni z nami.