http://c.wrzuta.pl/wi16607/7899995d000ea97b461a3648/gowno_prawda |
W domu odkąd wróciłam do pracy atmosfera stała się nerwowa. Ja nie mogłam się ogarnąć. Wpadłam niby w rytm pracy. Dobrze się w niej czułam. Lubie kontakt z ludźmi. Mam dużo cierpliwości, ale w domu... Mimo że staraliśmy się podzielić obowiązkami, pomagała nam moja przyjaciółka - czas był nieubłagany. Nie mieliśmy czasu dla siebie. Mąż jak nie w pracy to z synem a jak wracałam to padał z nóg po tym maratonie co przechodził. Nawet wieczory nie były nasze bo wtedy trzeba było ogarnąć dom, obiad na drugi dzień, zakupy i pranie. Syn przeżywał koszmary jakieś lęki. Powiecie co to jest 3h pracy - ale to były i 4 i 5 a nawet 9h w pracy. To dużo czasu. Wbrew pozorom bardzo dużo. Tym bardziej, że Szymko szedł na drzemki koło 11 i spał do 14 a nawet 15 ja wychodziłam do pracy a jak wracałam to spał - choć mąż się starał bym mogła ja go położyć spać.
Roczny macierzyński zrobił ze mnie taką przylepę do syna a jednocześnie mój mózg próbował go odrzucić by był bardziej samodzielny. Napisze Wam i przyznam się, że rano siły nie miałam wstawać do niego. Byłam sfrustrowana i podirytowana. Wściekła byłam na siebie na męża i na syna. Na gości, na teściową po prostu na wszystkich. Nawet na Panią w mięsnym bo powiedziała mi, że mój syn wybrzydza jedzeniem bo nie karmiłam piersią! Ha! Dobre sobie.
W pracy dowiedziałam się, że nie powinnam się stresować czy zmęczony mąż daje radę z synem bo mój kierownik to super - hiper ojciec i sobie radzi z córką - tylko szkoda, że jak ma iść do domu o 17 to wychodzi o godzinie 19.30 z nami. Mój mąż jak tylko skończy prace pędzi do nas bo chce z nami spędzać swój czas. W ogóle to powinnam oddać dziadkom Szymka, bo oni by tak zrobili - fajnie tylko dziadkowie pracują. Powinnam załatwić żłobek wcześniej - fajnie tylko bym chodziła na L4 cierpiała i płakała nocami. Fajnie jakby było miejsce w żłobku ale u nas kolejka do żłobka dłuuga chyba że po drugiej stronie miasta ale wtedy to w ogóle czasu byśmy ze sobą nie spędzali.
Wszyscy twierdzili że w pracy się odpoczywa - ja się męczyłam. Pisałam, że siły nie miałam by rano wstać. Co gorsza, śniadania robiłam na odwal się. Stresowałam się każdym wyjściem i nie umiałam poświęcić się Szymkowi wolnej chwili bo myślałam o pracy, o ratach o ubezpieczeniach o tym czego powinnam jeszcze się nauczyć. Myślałam o tym kiedy Szymko pójdzie na drzemkę bym mogła coś poczytać, posprzątać czy położyć się by odpocząć. Praca mi nie służyła bo miałam wrażenie, że czas przecieka mi przez palce. Czułam, że tracę coś bezpowrotnie, że jestem złą matką. Czułam się pusto bo wyłączałam w pracy myślenie od moich chłopcach po pierwszych 3 dniach. A potem robiłam sobie wyrzuty sumienia. Nie czułam się z tym dobrze bo nie mogłam chodzić z nim na plażę wtedy kiedy moglibyśmy bo było ciepło i słońce tak nie prażyło popołudniu. Nie czułam, że żyję - dusiłam się.
Mój mąż? Dzielny był! Znosił moje humorki. Znosił moje fanaberie. Cierpliwy był i widział jak mi źle po pracy. Chciał pokazać mi nawet jak dobrze sobie radzą beze mnie w domu, żebym nie miała wyrzutów sumienia. Chciał bym cieszyła się z powrotu do pracy. Próbował mnie wesprzeć, pocieszyć ale ciężko było. To był najgorszy miesiąc mojego życia mimo, że nauczyłam się wszystkiego w naszym nowym systemie. Wbiłam się w rytm pracy, ale dziękuję losowi, że tak się złożyło - że na wychowawczy musiałam powrócić.
Od jutra na L4 do końca miesiąca a potem od 1 lipca wychowawczy. Będziemy życ skromniej ale spokój ducha i nasze szczęście jest ważniejsze!
Dziękuję Mężu - jesteś naszą opoką. Jesteś wsparciem, radością i najwspanialszym Tatą na świecie. Ty choć umiałeś poświęcić swój wolny czas w pełni naszemu synkowi gdy ja nie umiałam się zebrać w garść. Gdy mnie wszystko irytowało. Od jutra dzięki Tobie zaczynam nowy etap i uzyskałam spokój ducha. A Szymon wie jak wspaniałego Tatę ma a Ty wiesz jak wiele dla niego znaczysz. Ciągle woła "Tata" i Cię szuka gdy Cię nie ma. Podchodzi ciągnie Cię za rękę i woła "Tata". Pokazuje Ci swój mały wielki świat. Odkryłeś z nim wiele rzeczy i byłeś świadkiem wielu dokonań w tym miesiącu. Bez siebie nie umielibyście funkcjonować a ja potrzebuje Was jak tlenu bo inaczej się duszę.
Dobrze mieć takie wsparcie :) Mąż na medal!
OdpowiedzUsuńCo by było bez tych chłopów? ;)
Czasami tak bywa, że powrót do pracy to jest tylko utrapienie. Mój mąż zgadza się ze mną, że powinnam siedzieć do końca wychowawczego, a potem zmienić pracę na lżejszą w godzinach przedszkola. Ja chce wrócić do pracy ale chyba zareaguje tak jak Ty, nie wyobrażam sobie tego wszystkiego na raz...Musze psychicznie przywyknąć, może mi się uda do tego czasu...a ty ciesz się chwilą z chłopcami, te pierwsze lata są najważniejsze w życiu dzieci :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie wczoraj o tym z mężem rozmawiałam... U nas w ogóle jest tak, że żłobka w okolicy nie ma, więc musimy czekać aż mały dorośnie do przedszkola. Oddawanie go komuś pod opiekę też odpada, bo po to bym poszła do pracy w sumie aby opłacić nianię? sensu nie widzę... No, a jeszcze chcemy drugie dziecko i co? I dupa... będę już za stara dla rynku pracy :/ Dlatego nie dziwię się, że podjęliście taką decyzję. Naprawdę się nie dziwię.
OdpowiedzUsuńBrawo do Pan Męża :)
OdpowiedzUsuńJa mam to szczęści, że pracuję przy domu (instruktor jazdy konnej we własnej stadnince) i mam super babcię i dziadka :) Dzięki temu mam wszystko czego potrzebuję do szczęścia pracę i oderwanie oraz dzieci zawsze obok :) Cenię sobie to tym bardzie że u nas żłobków brak zresztą nie widzę swoich dzieci w żłobku a mój starszy syn nawet na przedszkole ma alergię licze że do września mu minie :)
http://kusiatka.blogspot.com/